czwartek, 1 grudnia 2011

Czyściec - Otwarty Fundusz Emerytalny grzeszników.

Czyściec - Otwarty Fundusz Emerytalny grzeszników.

Autorem artykułu jest Rafał Mroczkowski



W nieskończonej dyskusji o wierze, istnieniu Boga czy to co się stało z Kościołem - jego fekalizacji, religianci argumentują pochodzenie swojej wiary siłą Biblii. Niestety przerażająca większość nigdy nie czytała tego zbioru legend ze zrozumieniem. Polegała wyłącznie na tym co mówili od wieków jej autorzy-kapłani.

Dogmat o czyśćcu nie ma za sobą autorytetu Biblii. W niej czytamy: "Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd" (Hbr.9:27). Pismo Święte stoi na stanowisku, że ludzie otrzymują nagrodę lub karę dopiero przy zmartwychwstaniu, nie zaś zaraz po śmierci. Zwróćmy uwagę na dwie wypowiedzi Jezusa: "Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swymi i wtedy odda każdemu według jego postępowania" (Mt.16:27); "Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku." (Ap.22:12).

Wielu teologów rzymskokatolickich przyznaje, że idea czyśćca nie pochodzi z Biblii. Autorzy Słownika Katolickiego napisali: "Musimy nawiązywać do ogólnych pryncypiów Pisma Świętego, raczej niż do tekstów, które cytuje się na dowód istnienia czyśćca. Powątpiewamy bowiem, żeby zawierały one wyraźną i bezpośrednią wzmiankę o nim." Kardynał Nicholas Wiseman w swym wykładzie doktryn katolickich także otwarcie przyznaje, że w Biblii czytelnik "nie znajdzie ani słowa o czyśćcu.

Papież Grzegorz I w 593 roku jako pierwszy wspomniał o miejscu, gdzie dusze zmarłych rzekomo cierpią, dopóki nie spłacą długu lub nie wykupią ich stamtąd ofiary żywych. Koncept ten wywołał wówczas wiele kontrowersji, ale w średniowieczu okazał się tak lukratywny dla kościoła (płatne odpusty i msze za zmarłych), że w 1439 roku uchwałą soboru florenckiego stał się dogmatem.

Naukę o czyśćcu wspierają niektóre apokryfy - księgi włączone do katolickiego kanonu Starego Testamentu - podczas soboru trydenckiego w XVI wieku, w dużej mierze po to, aby uzasadnić niebiblijne, a kwestionowane przez Reformację doktryny średniowiecznego kościoła.

Zgodnie z Encyklopedią Katolicką czyściec "to przejściowy stan, w którym zeszłe ze świata dusze mogą pokutować za nie wybaczone grzechy, dopóki nie dostąpią ostatecznej nagrody... Karze czyśćcowej mogą ulżyć ofiary składane przez żywych wierzących, takie jak: msze święte, modlitwy, datki, i inne akty pobożności i dewocji."
Doktryna ta głosząc, że niebo można nabyć cierpieniem, kwestionuje doskonałość ofiary Chrystusa, która jest przecież całkowicie wystarczająca, aby zbawić każdego pokutującego grzesznika (Tyt.2:11; 1J.1:9; 2:1-2). Dogmat o czyśćcu implikuje, że sama ofiara Chrystusa może być niewystarczająca.

Sobór watykański II podtrzymał ten dogmat, gwoli jego długiej tradycji, pisząc: "Od najwcześniejszych czasów w Kościele dobre uczynki oferowano Bogu za zbawienie grzeszników".
Biblia nazywa zbawienie z uczynków "tajemnicą bezbożności", której przeciwstawia "tajemnicę pobożności", a więc Dobrą Nowinę. Tajemnica pobożności mówi, że Bóg stał się człowiekiem i swoją krwią zbawił każdego, kto przyjmie Jego sprawiedliwość w miejsce swej grzesznej natury (1Tym.3:16). Teologia rzymsko-katolicka naucza zaś, że do zbawienia, oprócz Bożej łaski, potrzebne są sakramenty kościoła(5) i uświęcenie, czyli wiara z uczynkami.(6) Katechizm kościoła katolickiego mówi: "Sama wiara nie zbawia człowieka; dobra moralność i dobre uczynki są konieczne." Jan Paweł II potwierdził to stanowisko, pisząc: "Człowiek jest usprawiedliwiony z uczynków, a nie z samej wiary." Takie przekonanie, choć może brzmieć logicznie dla ludzi, Bóg nazwał "tajemnicą bezbożności", gdyż Jezus "zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwości, które spełniliśmy, lecz dla miłosierdzia swego" (Tyt.3:5); Pismo Święte mówi: "Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił" (Ef.2:8-9); "Jeżeli zaś dzięki łasce, to już nie ze względu na uczynki, bo inaczej łaska nie byłaby łaską" (Rz.11:6). Biblia mówi, że "Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg" (Mk.10:18); "Nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego... wszyscy zgrzeszyli" (Rz.3:12.23). To, co ludziom wydaje się dobrymi uczynkami i świętością, w oczach Bożych jest jak "szata splugawiona" (Iz.64:6). Zbawienie jest darem Bożym (Rz.6:23), dlatego idea usprawiedliwienia poprzez uświęcenie jest równoznaczna z odrzuceniem tego daru. Jako chrześcijanie mamy wydawać dobre owoce (1Tym.6:18; Tyt.3:8), do nich zostaliśmy powołani (Ef.2:10), ale dobre uczynki są owocem przyjęcia zbawienia od Jezusa, a nie środkiem do niego (Gal.5:22-23).

Jedną z osób, które propagowały dogmat o czyśćcu, wspierając go sprawozdaniami o swoich częstych rozmowach z duszami zmarłych i swoimi cierpieniami za te dusze, był popularny w katolickich kręgach Padre Pio. Twierdził, że więcej duchów zmarłych odwiedziło jego klasztorną celę, niż żywych ludzi. Duchy dziękowały mu, że zapłacił za ich grzechy swoim cierpieniem, w wyniku czego zostały uwolnione z czyśćca i wpuszczone do nieba. Dave Hunt napisał o tym:
"Pragnienie Ojca Pio, aby cierpieć za grzeszników to chwalebny sentyment, ale i zniewaga dla Chrystusa, który wyraźnie stwierdził, że całkowicie spłacił dług, dzięki czemu stał się naszym jedynym Zbawicielem." Ojciec Pio twierdził, że przez 30 lat doświadczał cierpienia za dusze w czyśćcu za pośrednictwem swoich stygmatów - krwawienia z dłoni - które mają być rzekomym znakiem jego współudziału w cierpieniach Chrystusa. Nawiasem mówiąc ten jeden z największych świętych był oszustem.

Tryumfalny okrzyk Chrystusa "Wykonało się!" zapowiedział, że zapłata, jakiej domagała się sprawiedliwość została w pełni uiszczona. Jego cierpienie dobiegło końca. Teraz Jezus przebywa w niebie. Po zmartwychwstaniu posiada przemienione ciało, które już więcej nie krwawi! Twierdzenie Rzymu, że krwawienie i cierpienie Jezusa kontynuują inni, dopomagając w spłaceniu długu, który Chrystus już spłacił w stu procentach jest herezją.
Świadome odrzucenie wyraźnych nauk biblijnych sprawiło, że Ojciec Pio uległ demonicznemu zwiedzeniu. Głęboko poświęcony Marii z Fatimy, która go rzekomo uzdrowiła z choroby w 1959 roku, stwierdził, że miliony zmarłych dusz wzięło udział w celebrowanych przez niego mszach "zatrzymując się w jego klasztornej celi, aby podziękować mu za pomoc w ich drodze do Raju". Nie były one jedynie tworem jego wyobraźni. Pio twierdził, że widział te duchy na własne oczy. Niepojęte, że człowiek ten mógł być święcie przekonany, że służy Bogu, jednocześnie utrzymując kontakt z demonami.

Idea czyśćca odgrywała ważną rolę w pogańskich religiach. Oferowała fałszywą nadzieję na zbawienie w oparciu o cierpienia zmarłych i ofiary składane w ich intencji przez żywych. Między innymi dlatego Bóg zakazał Izraelitom udziału w praktykach, które wymagały składania ofiar zmarłym czy za zmarłych (Pwt.26:14). Nikt nie może nabyć zbawienia za nas. O naszym losie decydują decyzje za życia. Po śmierci nikt z żywych nie zmieni naszego przeznaczenia, choćby bardzo chciał.
Jak to możliwe, że mimo tak oczywistych pogańskich korzeni nauki o czyśćcu oraz odpuście (zbawieniu przy udziale ludzkich uczynków) wciąż stanowią filary nauczania kościoła katolickiego? Jednym z powodów są datki zbierane za "dusze w czyśćcu cierpiące", które stanowią duży procent dochodów kościoła...
W 1514 roku papież Leon X potrzebował środków na wykończenie bazyliki św. Piotra w Rzymie. Wydał więc dekret o zbieraniu odpustów za dusze cierpiące w czyśćcu, zezwalając też na wydawanie żywym dyspensy za grzechy. Za każdy grzech można było otrzymać odpust, według ustalonej przez papiestwo taryfy.

Misję sprzedaży odpustów na terenie Niemiec powierzono dominikaninowi z Lipska, imieniem Jan Tecel. Właśnie odsiadywał dożywocie za korupcję i niemoralność. Wyciągnął go stamtąd pilnie poszukujący obrotnego handlarza arcybiskup moguncki Albrecht, któremu papież Leon X przyobiecał połowę zysków ze sprzedaży odpustów w Saksonii. Tecel stał się jego głównym kolektorem.
Wóz dominikanina krążąc po saksońskiej ziemi dostarczał wszystkim dysponującym odpowiednią gotówką - złudnej nadziei. Przyjmowano go z wielką pompą, jak wysłannika nieba. Duchowni i magistrat, rzemieślnicy i wieśniacy, mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi pokornie wychodzili mu naprzeciw, i ze świecami, przy biciu dzwonów wprowadzali do świątyni.
Tecel stawiał przed ołtarzem czerwony krzyż, a pod nim szkatułę na pieniądze. Zachęcał ludzi do kupowania odpustów. Twierdził, że cierpienia czyśćcowe ich zmarłych bliskich ulegną skróceniu z każdym talarem, który trafi do szkatuły. Biedni odchodzili z niczym, bogaci płacili ogromne sumy za odpust nie tylko przeszłych grzechów, ale i przyszłych, po czym ruszali do karczmy, aby hulać i swawolić bez obawy o swój los.
To, co wołał Tecel, graniczy z bluźnierstwem, niemniej są to jego własne słowa:
- Kupujcie, kupujcie odpusty! Z każdą monetą co zadźwięczy, jedna mniej dusza w czyśćcu jęczy! Kto kupi mój odpust i złoży hołd temu oto krzyżowi, świętszemu jeszcze niż krzyż, na którym skonał Chrystus, będzie zbawiony, choćby nawet zgwałcił Matkę Boską! Kupujcie odpusty św. Piotra, kupujcie odpusty!
Bezecny ów proceder wywołał zgorszenie wielu duchownych, ale tylko jeden ośmielił się otwarcie sprzeciwić. Wymagało to śmiałości, gdyż oznaczało afront wobec papieża Leona, przed którym drżeli i możnowładcy. Tym duchownym był zakonnik i doktor teologii wykładający na katolickim uniwersytecie w Niemczech. Nazywał się Marcin Luter.

Każdą wolną od pracy chwilę Luter spędzał studiując na stojąco przybitą do klasztornej ściany Biblię. Stąd wiedział, że Pismo Święte uczy o zbawieniu, które jest bezpłatnym darem, dostępnym dla każdego człowieka za sprawą ofiary Chrystusa.
Swój sprzeciw wobec kupczenia zbawieniem wyraził, umieszczając 95 krótkich twierdzeń na drzwiach kościoła w Wittenberdze, gdzie był księdzem. Zawarł w nich biblijną naukę o zbawieniu z łaski przez wiarę i sprzeciw wobec papiestwa, które kupcząc odpustami uzurpowało sobie pozycję Boga, dyskredytując przy tym skuteczność ofiary Chrystusa.
Rzym w odpowiedzi kazał mu odwołać te nauki i zdać się na łaskę papieża. Luter odpowiedział, aby wpierw zdementowano jego poglądy w oparciu o Pismo Święte. Zamiast tego ekskomunikowano go. Przed stosem uchroniła reformatora interwencja elektora saskiego Fryderyka Mądrego, który porwał i ukrył Lutra w swoim pałacu.
95 tez powielono w setkach egzemplarzy w całej Europie, co dało początek XVI-wiecznej Reformacji. Przywróciła ona chrześcijaństwu wiele zagubionych w średniowieczu prawd biblijnych, stawiając Biblię ponad tradycją i opiniami omylnych i często zaprzeczających sobie nawzajem soborów, pozbawiając papiestwo wpływu nad sporą częścią Europy.

31 października 1999 roku przedstawiciele kościoła katolickiego oraz niektórych kościołów ewangelickich (luterańskich) podpisali "Wspólną deklarację o zbawieniu z łaski przez wiarę". Dotyczy ona nauki o zbawieniu z łaski, gdyż to szermowanie odpustami przez średniowieczne papiestwo przyczyniło się do Reformacji i powstania kościołów protestanckich, które kładą na nią wielki nacisk (Ef.2:8-10). O tym jednak, jak wciąż pojmuje tę naukę papiestwo, świadczy fakt, że w tym samym czasie papież ogłosił odpust zupełny z okazji roku jubileuszowego... dla tych, którzy spełnią pewne uczynki.
Idea odpustów i czyśćca kłóci się z naukami Słowa Bożego, które zapewnia nas, że przyjmując Boga jako Pana, nie musimy obawiać się o swój los, gdyż "krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu" (1J.1:7). Skoro krew Jezusa "oczyszcza nas od wszelkiego grzechu", czyściec tylko kwestionuje skuteczność ofiary Chrystusa, co zdradza jego prawdziwe (demoniczne) pochodzenie. Tony Coffey zauważa słusznie:
"Czyściec nie przyczynia się w żaden sposób do uczczenia tego, co Chrystus osiągnął przez swą śmierć. Przeciwnie, sugeruje, że Jego śmierć nie przyniosła pełnego zadośćuczynienia za nasze grzechy, dlatego nasze cierpienie w czyśćcu musi uzupełnić Jego cierpienie i śmierć. Doktryna ta zaprzecza jasnej nauce Pisma Świętego i pomija zbawczą moc krzyża Chrystusowego. Apostoł Paweł powiedział, że Jezus "może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi" (Hbr.7:25). Skoro zaś Jezus "może zbawić na zawsze" każdego wierzącego, nie ma więc już potrzeby ani miejsca na czyściec.

Podsumowując: Biblia jest wielkim źródłem wiedzy o pochodzeniu religii, wiary. Najbardziej bolące, wręcz śmieszne w dyskusjach zwolenników i przeciwników wiary w Boga jest powoływanie się tych pierwszych na tę świętą księgę. Ludzie nie czytają Jej, szczególnie Starego Testamentu, gdzie Bóg jest mściwy, wojowniczy, propaguje niewolnictwo i wojny. Wolą wersję Nowego Testamentu - Boga Ojca, dobrego przewodnika wiary. Szkoda, że wiara w Boga nie idzie w parze z wiedzą historyczną. Tytułowy czyściec to tylko drobny przykład, sa jeszcze ewangelie - Judasza, który przecież nie sprzedał Jezusa (Kościół to przyznał ale nie rozpowszechnia bo po co), Marii Magdaleny (żony Jezusa), wiele pism zostało rozmyślnie zniszczonych przez władze rodzącej się instytucji Kościoła, napisane pod wiernych. Szkoda, że odwieczne pragnienie człowieka - władza i pieniądze wyparły to na czym zależało Chrystusowi - dobro człowieka, naszej planety, bez wojen, głodu, zła. A co mamy??

---

Copyright: Rafał Mroczkowski


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Twój Punkt Mocy !

Twój Punkt Mocy !

Autorem artykułu jest Jakub Szymion



Brakuje Ci energii do działania ? Nie wiesz jak wziąć się wreszcie do roboty i nie przestać po chwili ?Chyba mogę Ci pomóc :)
To co zaraz Ci przedstawię bardzo Ci się przyda ! Z tej metody możesz korzystać zawsze i wszędzie ! (chociaż pewnie będziesz zwracać na siebie uwagę innych)

Dzięki tej technice będziesz czuć przypływ dobroczynnej energii, która w Tobie drzemie. Energii by sprostać nowym zadaniom ! :)

Ogólnie to może Ci się wydawać głupie… jeśli tak będzie to w ogóle nie zaczynaj. Bo po co to robić skoro zakładasz, że nic z tego ? : P

Okej, koniec tego przedłużania ! Zaczynamy

Krok Pierwszy:

Usiądź albo stań prosto. Weź głęboki oddech, zamknij oczy i pomyśl o wspaniałych wydarzeniach z Twojego życia, chwile,w których przypływała do Ciebie pozytywna energia. Pzypomnij sobie co najmniej sześć.

Krok Drugi:

Wyobraź sobie jakie to uczucie, gdy osiągasz coś o czym myślałeś, że jest dla Ciebie niemożliwe do wykonania ale się udało.

Krok Trzeci:

Teraz wyobraź sobie Siebie osiągającego coś wspaniałego, coś kiedy czułeś się po prostu pełen energii do działania. (Np. gdy osiągnąłeś szczęście zaręczyny, wygrana na loterii, cokolwiek).

Jak stoisz, gdy osiągasz sukces ? Jak wtedy wyglądasz ? Jak się wtedy Czujesz ?

Krok Czwarty:

Teraz, czując to podekscytowanie, ten przypływ energii poczuj też spokój. Wyprostuj się i wyobraź sobie złotą łunę światła w kształcie lejka nad Tobą. Wyobraź sobie, że ten złoty blask wylewa się z lejka i wlewa do Ciebie. Jakie to uczucie ? :)

Krok Piąty:


Weź kolejny głęboki oddech ale tym razem wstrzymaj oddech. Trzymając powietrze w płucach poczuj bicie swojego serca.

Krok Szósty:

Teraz, spróbuj tak pokierować myślami by poczuć bicie serca w małym palcu u lewej dłoni. Jeśli nie uda Ci się tam to może to być np, prawy łokieć. Ogólnie gdziekolwiek byle nie było to Twoje prawdziwe serce (tzn. jego miejsce).

Krok Siódmy:

Poczekaj kilka uderzeń serca i przesuń je z małego palca u lewej dłoni (zależy od tego gdzie je chciałeś czuć w poprzednim punkcie) do innego miejsca na Twoim ciele. Robiąc to nadal miej wstrzymane powietrze, oczywiście jeśli musisz to po prosu weź kolejny oddech i go zatrzymaj.

Krok Ósmy:

Teraz, gdy masz już kontrole nad swoim sercem przesuń je tam gdzie chcesz stworzyć swój PUNKT MOCY. Może to być na przykład prawy kciuk. Złota łuna, która jest nad Tobą ciągle wlewa do Ciebie złotą poświatę, wszystko spływa do tego miejsca (czyli np. kciuka !). Poczuj Moc !

Rób tak kilka razy dziennie aż będziesz czuć przypływ energii, gdy tylko pomyślisz o swoim Punkcie Mocy. Jesteś teraz naładowany energią i powtarzając to pozostaniesz w tym stanie ! : )
---

Autor: Jakub Szymion
Rozwój Osobisty i Motywacja: www.Shumi.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Śmierć - najlepszy doradca

Śmierć - najlepszy doradca

Autorem artykułu jest Wojciech Diechtiar



Wszyscy kiedyś umrzemy, czy tego chcemy, czy nie. Gdy przychodzimy na świat rozpoczyna się cykl, który kończy się śmiercią. W naszym kręgu kulturowym bardzo mocno zakorzeniło się przekonanie, że jesteśmy nieśmiertelni. Każda śmierć uderza w nas jak grom z jasnego nieba.

Śmierć jest tabu, o śmierci nie rozmawiamy w sytuacjach towarzyskich. Owszem, lubimy oglądać śmierć na ekranach telewizorów, ponieważ oglądany obraz nie jest prawdziwy. To tylko obraz, odrealniona podobizna śmierci. Możemy patrzeć na ekran i całkowicie się zdystansować. Nasze poczucie nieśmiertelności zostaje podtrzymane.

Znaczny udział w tworzeniu przeświadczenia o własnej nieśmiertelności mają religie, obiecujące życie wieczne po śmierci. Chętnie przyjmujemy z nich atrakcyjne dla nas koncepcje nieśmiertelności, reinkarnacji i w swojej arogancji uważamy, że jesteśmy ponad Naturą.

Doświadczenie śmierci przypomina nam, że tak nie jest. Dlatego boimy się go, spychamy myśli o śmierci na margines świadomości. Boimy się myśli o śmierci, ponieważ przekonanie o własnej nieśmiertelności pozwala nam beztrosko robić takie rzeczy, jak: odkładanie na później spraw, które możemy zrobić tylko dziś, tłumienie w sobie uczuć, nieokazywanie serca, zapominanie, że czas na dotyk, pieszczotę, spotkanie jest tylko teraz, w dodatku jest go tak mało, niedostrzeganie piękna, a koncentrowanie się na brzydocie, na tym, jak "powinno być" i na tym, dlaczego "nie jest tak jak trzeba", oddawanie się nienawiści, zgryźliwości, małostkowości, urazie, zamartwianie się dotąd, aż popadniemy w zgryzotę i depresję, narzekanie, niecierpliwienie się, poddawanie rezygnacji.

Tymczasem świadomość śmierci może w absolutnie cudowny sposób odmienić nasze życie. Nadać smak życiu. Nadać mu znaczenie. Dać motywację do działania.

Prawdę mówiąc, śmierć może zostać Twoim najlepszym doradcą.

Don Juan, szaman z plemienia Yaqui, bohater książek Carlosa Castanedy, uważał, że śmierć stoi zawsze zaraz obok, po lewej stronie człowieka. Śmierć ciągle nam towarzyszy. Wyciągnij wyprostowaną lewą rękę w bok, skierowaną wnętrzem dłoni do dołu, i zacznij delikatnie nią poruszać. Być może to Cię zaszokuje, ale po chwili COŚ wyczujesz, tak jakby słup cieplejszego albo zimniejszego powietrza. Ja nie wiem co to jest. Według Don Juana to Śmierć, najlepszy doradca człowieka. Zawsze gdy miał podjąć decyzję, pytał się śmierci: Co poradziłabyś mi abym zrobił, gdyby miała to być ostatnia rzecz w moim życiu?.

To bardzo potężne pytanie. Pozwala Ci podejmować najlepsze decyzje, usuwa małostkowość, nie dopuszcza do użalania się nad sobą. Ostatnia rzecz, jaką zrobisz na tej ziemi powinna być czymś wyrazistym, czymś silnym, powinna być czynem o wielkim znaczeniu.

Zawsze mam gęsią skórkę, gdy zwracam się do mojej Śmierci z tym pytaniem. Nigdy nie wiem, czy rzeczywiście nie jest to ostatni mój czyn.

Zakończenie naszego dzieła na Ziemi, koniec historii naszego życia powinien być niczym opadająca kurtyna po wspaniałym przedstawieniu. Owacje na stojąco. Wiwaty, tłum szaleje!

Koniec jest ważny we wszystkim. Należy się więc przygotować.

Metafizyczne prawo przyciągania mówi, że nasze myśli tworzą rzeczywistość, że możemy mieć wszystko, czego zapragniemy. Także śmierć, z jakiej moglibyśmy być dumni.

Możesz umrzeć tak, jak tego chcesz. Możesz opuścić świat w pokoju, spowity miłością, z godnością. Śmierć może być Twoim ostatnim, wspaniałym aktem ekspresji samego siebie. Ostatnią bitwą wspaniałego wojownika.

Być może przesadne skupianie się na medycznych procedurach przedłużania gasnącego życia nie jest najważniejsze? Być może nasza zachodnia cywilizacja utraciła coś wartościowego wraz z wyparciem się śmierci?

Dlatego dzisiaj proponuję Ci takie ćwiczenie: zaprojektuj swoją śmierć.

Wyobraź sobie siebie u kresu dni. Wszystkie sprawy, na których Ci zależało, masz już za sobą. Wszystko zostało zrobione. Dzieło życia ukończone. Możesz odejść.

Gdzieś tam czeka na Ciebie wielka Tajemnica, Ty jednak skoncentruj się na chwili bezpośrednio poprzedzającej przejście na drugą stronę. Co chciałeś osiągnąć w swoim życiu?

Jak się czujesz wiedząc, że wszystko, co chciałeś zrealizować udało Ci się ukończyć? Jakby wyglądała Twoja ostatnia chwila, gdybyś wiedział, że nie udało Ci się zrealizować wszystkich Twoich planów?

Wróć do chwili obecnej. Zastanów się, czy to co robisz tu i teraz wspiera realizację Twoich celów. Czy marnujesz czas na coś, co z perspektywy Twojej ostatniej bitwy jest bezużyteczne?

Teraz pomyśl, jak chcesz, aby wyglądała Twoja ostatnia chwila na Ziemi. Kiedy już nie będziesz chciał niczego zrobić. Albo nie będziesz już mógł.

Zgodnie z tym, co mówi metafizyczne prawo przyciągania, w chwili obecnej zasiewasz nasiona, z których wykiełkuje Twoja przyszłość. Zastanów się, jakie myśli dominują w Twoim umyśle. Czy przypadkiem nie koncentrujesz się na rzeczach, które z perspektywy nie mają dla Ciebie znaczenia, albo wręcz stanowią zalążki przyszłej klęski - czyli takiej wersji Twojego życia, jakiej nigdy nie chciałbyś doświadczyć.

Warto żyć tak, jakby ten dzień miał być Twoim ostatnim dniem. Gdy masz wątpliwości co należy zrobić - zwróć się do swojego najbliższego doradcy. Do Śmierci.

---

O Autorze
Wojciech Diechtiar - pasjonat i trener rozwoju osobistego i duchowego, bloger, przedsiębiorca. Uwielbia pomagać innym pokonywać bariery na drodze do życia pełnego dostatku i szczęścia, szkoli przedsiębiorców z branży marketingu sieciowego. Autor blogów "Sekret Życia w Obfitości" oraz "Magnetyczny Marketing", autor publikacji z dziedziny rozwoju osobistego, marketingu i biznesu.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Życie zmienia się, ale się nie kończy

Życie zmienia się, ale się nie kończy

Autorem artykułu jest Marian Plona



Wśród wielu pytań, jakie człowiek zadaje sobie w ciągu życia, jako najważniejsze jawi się zawsze pytanie o cel istnienia. Nie można przed nim uciec, gdyż jest ono jak nieodłączne tło. W pierwsze dni listopada, udając się na cmentarze, niesiemy to pytanie, chociaż nie do końca je artykułujemy.

Bo po cóż właściwie starać się dobrze przeżywać życie? Po co starać się o jego właściwy smak i jakość? Po co wymagać od siebie, łamiąc się i czasem zapierając samego siebie? Stanięcie nad grobami najbliższych czy też osób, które potrafiły przeżyć własne życie jak najlepiej, może być dobrą okazją do próby dania odpowiedzi.

Niestety, od pewnego czasu mam nieodparte wrażenie, że z tej okazji nie korzystamy. Zalani powodzią coraz to wymyślniejszych gadżetów cmentarnych, zniczy z pozytywkami, sztucznych i żywych kwiatów, lastrykowych i granitowych nagrobków, tracimy z oczu to, co najważniejsze. Przestajemy wierzyć w życie wieczne. Choć zapomnienie to zdaje się tkwić tylko w sferze praktycznej, to jednak postępowanie zawsze jest wyrazem wewnętrznych przeżyć i przekonań.

Już nawet w czasie kazań pogrzebowych pojawia się fraza, że zmarli żyją tak długo, jak długo trwa pamięć o nich. Praktycznie zdajemy się uznawać, że śmierć jest definitywnym końcem ludzkiego istnienia. Tymczasem nauka Kościoła jest jasna: życie nasze, choć zmienia się, to jednak się nie kończy. Gdy rozpada się nasze doczesne mieszkanie, otrzymujemy... No właśnie - co?


Śmierć, sąd Boży, Niebo, piekło, czyściec...


Śmierć, zgodnie z Bożym Objawieniem, utrwala na wieczność ludzkie wybory. Opowiedzenie się po stronie Boga stanowi dla człowieka wybór życia w Jego łonie na wieki. Zastawiona przez Boga wielka uczta, o której mówi Jezus w swojej przypowieści, domaga się jednak, by człowiek był odziany w szatę godową, posiadał wewnętrzny ład. Nie chodzi jednak o etykietę w zachowaniu, ile raczej o wydoskonalenie się w miłości - uznanie Boga za jedyny cel własnej egzystencji.

Trzeba więc odrzucić to, co się temu celowi sprzeciwia. Miłosierdzie Boga, chociaż szanuje ludzką wolność i ludzkie wybory, na których straży stoi Jego sprawiedliwość, pochyla się nad ludzką niedoskonałością i dzięki łasce czyśćca pozwala przygotować się do pełni szczęścia. Ta prawda staje się źródłem ludzkich nadziei, a zarazem motywem podejmowania działań, by naszym bliskim zmarłym pomóc w owym wydoskonalaniu się w miłości.


Dzień Zaduszny i wszelka nasza aktywność związana z nawiedzaniem grobów ma tylko ten jeden sens - pomoc tym, którzy odeszli. Wiara w możliwość i skuteczność pomocy naszym braciom i siostrom w czyśćcu przepajała wszelkie obrzędy w chrześcijańskiej Polsce. Lecz trzeba tutaj powiedzieć jasno: nie to, co nam dzisiaj się jawi jako splendor i objaw pamięci jest pomocne zmarłym. Wystawność naszych cmentarzy w pierwszych dniach listopada jest raczej dla nas niżeli dla nich. Nie oznacza to potępiania dbałości o miejsce pochowania ciał, lecz raczej zwrócenie uwagi na właściwe rozłożenie akcentów. Sfera czyśćca jest sferą duchową, zatem darem najważniejszym jest dar duchowy.

"Jestem wpisany w Ciebie nadzieją"


Ten fragment poematu bł. Jana Pawła II wskazuje na duchowe potrzeby naszych zmarłych. Katechizm Kościoła Katolickiego zwraca uwagę na szczególne dary: "Kościół od początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoce, a w szczególności Ofiarę Eucharystyczną, by po oczyszczeniu mogli dojść do uszczęśliwiającej wizji Boga. Kościół zaleca także jałmużnę, odpusty i dzieła pokutne za zmarłych" (KKK 1032).


Pierwszym objawem naszej pamięci i troski o zmarłych jest zatem modlitwa w ich intencji. Miłość bowiem realizuje się w zabieganiu o właściwe dobro człowieka. Z przykrością obserwujemy dzisiaj ludzi zgromadzonych wokół grobu, którzy mają czas na pogaduszki o wszystkim i o niczym, a zapominają o zmówieniu chociażby najprostszej modlitwy za zmarłych. Najsilniejszą jednak pomocą zmarłym jest Ofiara Eucharystyczna.

W wielu zakątkach naszego kraju zachowały się jeszcze zwyczaje zamawiania przez krewnych, przyjaciół oraz znajomych Mszy św. w trzydziesty dzień od śmierci lub pogrzebu. Nie można też zapominać, że sensem Mszy św. jest Ofiara Chrystusa, w którą włączamy się poprzez Komunię św. i naszą ofiarę. Inną formą naszej pamięci o zmarłych są tzw. Msze św. gregoriańskie, sprawowane przez trzydzieści dni po kolei. Ich inicjatorem był Papież św. Grzegorz Wielki, który związał z nimi szczególne dary Bożej łaskawości. Tradycja ta została potwierdzona przez Kościół w XIX w. jako pobożna praktyka wiernych. Ważną formą naszej pamięci o zmarłych jest ofiarowanie w ich intencji możliwych do uzyskania przez nas odpustów.

W naszej teraźniejszości spotykamy się ponadto ze zwyczajem modlitwy wypominkowej. Tradycja ta, wbrew obiegowym opiniom, sięga czasów wczesnego chrześcijaństwa, gdy w czasie Mszy św. odczytywano z imienia osoby żyjące i zmarłe, za które modlono się w szczególny sposób. Wyrażano w ten sposób łączność z tymi, którzy odeszli, i pełną miłości troskę o ich dobro w wieczności. Te wszystkie formy duchowej pomocy więcej znaczą dla naszych bliskich niż tony zniczy i wiązanek.

---

www.naszdompolskapl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl