czwartek, 1 grudnia 2011

Życie zmienia się, ale się nie kończy

Życie zmienia się, ale się nie kończy

Autorem artykułu jest Marian Plona



Wśród wielu pytań, jakie człowiek zadaje sobie w ciągu życia, jako najważniejsze jawi się zawsze pytanie o cel istnienia. Nie można przed nim uciec, gdyż jest ono jak nieodłączne tło. W pierwsze dni listopada, udając się na cmentarze, niesiemy to pytanie, chociaż nie do końca je artykułujemy.

Bo po cóż właściwie starać się dobrze przeżywać życie? Po co starać się o jego właściwy smak i jakość? Po co wymagać od siebie, łamiąc się i czasem zapierając samego siebie? Stanięcie nad grobami najbliższych czy też osób, które potrafiły przeżyć własne życie jak najlepiej, może być dobrą okazją do próby dania odpowiedzi.

Niestety, od pewnego czasu mam nieodparte wrażenie, że z tej okazji nie korzystamy. Zalani powodzią coraz to wymyślniejszych gadżetów cmentarnych, zniczy z pozytywkami, sztucznych i żywych kwiatów, lastrykowych i granitowych nagrobków, tracimy z oczu to, co najważniejsze. Przestajemy wierzyć w życie wieczne. Choć zapomnienie to zdaje się tkwić tylko w sferze praktycznej, to jednak postępowanie zawsze jest wyrazem wewnętrznych przeżyć i przekonań.

Już nawet w czasie kazań pogrzebowych pojawia się fraza, że zmarli żyją tak długo, jak długo trwa pamięć o nich. Praktycznie zdajemy się uznawać, że śmierć jest definitywnym końcem ludzkiego istnienia. Tymczasem nauka Kościoła jest jasna: życie nasze, choć zmienia się, to jednak się nie kończy. Gdy rozpada się nasze doczesne mieszkanie, otrzymujemy... No właśnie - co?


Śmierć, sąd Boży, Niebo, piekło, czyściec...


Śmierć, zgodnie z Bożym Objawieniem, utrwala na wieczność ludzkie wybory. Opowiedzenie się po stronie Boga stanowi dla człowieka wybór życia w Jego łonie na wieki. Zastawiona przez Boga wielka uczta, o której mówi Jezus w swojej przypowieści, domaga się jednak, by człowiek był odziany w szatę godową, posiadał wewnętrzny ład. Nie chodzi jednak o etykietę w zachowaniu, ile raczej o wydoskonalenie się w miłości - uznanie Boga za jedyny cel własnej egzystencji.

Trzeba więc odrzucić to, co się temu celowi sprzeciwia. Miłosierdzie Boga, chociaż szanuje ludzką wolność i ludzkie wybory, na których straży stoi Jego sprawiedliwość, pochyla się nad ludzką niedoskonałością i dzięki łasce czyśćca pozwala przygotować się do pełni szczęścia. Ta prawda staje się źródłem ludzkich nadziei, a zarazem motywem podejmowania działań, by naszym bliskim zmarłym pomóc w owym wydoskonalaniu się w miłości.


Dzień Zaduszny i wszelka nasza aktywność związana z nawiedzaniem grobów ma tylko ten jeden sens - pomoc tym, którzy odeszli. Wiara w możliwość i skuteczność pomocy naszym braciom i siostrom w czyśćcu przepajała wszelkie obrzędy w chrześcijańskiej Polsce. Lecz trzeba tutaj powiedzieć jasno: nie to, co nam dzisiaj się jawi jako splendor i objaw pamięci jest pomocne zmarłym. Wystawność naszych cmentarzy w pierwszych dniach listopada jest raczej dla nas niżeli dla nich. Nie oznacza to potępiania dbałości o miejsce pochowania ciał, lecz raczej zwrócenie uwagi na właściwe rozłożenie akcentów. Sfera czyśćca jest sferą duchową, zatem darem najważniejszym jest dar duchowy.

"Jestem wpisany w Ciebie nadzieją"


Ten fragment poematu bł. Jana Pawła II wskazuje na duchowe potrzeby naszych zmarłych. Katechizm Kościoła Katolickiego zwraca uwagę na szczególne dary: "Kościół od początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoce, a w szczególności Ofiarę Eucharystyczną, by po oczyszczeniu mogli dojść do uszczęśliwiającej wizji Boga. Kościół zaleca także jałmużnę, odpusty i dzieła pokutne za zmarłych" (KKK 1032).


Pierwszym objawem naszej pamięci i troski o zmarłych jest zatem modlitwa w ich intencji. Miłość bowiem realizuje się w zabieganiu o właściwe dobro człowieka. Z przykrością obserwujemy dzisiaj ludzi zgromadzonych wokół grobu, którzy mają czas na pogaduszki o wszystkim i o niczym, a zapominają o zmówieniu chociażby najprostszej modlitwy za zmarłych. Najsilniejszą jednak pomocą zmarłym jest Ofiara Eucharystyczna.

W wielu zakątkach naszego kraju zachowały się jeszcze zwyczaje zamawiania przez krewnych, przyjaciół oraz znajomych Mszy św. w trzydziesty dzień od śmierci lub pogrzebu. Nie można też zapominać, że sensem Mszy św. jest Ofiara Chrystusa, w którą włączamy się poprzez Komunię św. i naszą ofiarę. Inną formą naszej pamięci o zmarłych są tzw. Msze św. gregoriańskie, sprawowane przez trzydzieści dni po kolei. Ich inicjatorem był Papież św. Grzegorz Wielki, który związał z nimi szczególne dary Bożej łaskawości. Tradycja ta została potwierdzona przez Kościół w XIX w. jako pobożna praktyka wiernych. Ważną formą naszej pamięci o zmarłych jest ofiarowanie w ich intencji możliwych do uzyskania przez nas odpustów.

W naszej teraźniejszości spotykamy się ponadto ze zwyczajem modlitwy wypominkowej. Tradycja ta, wbrew obiegowym opiniom, sięga czasów wczesnego chrześcijaństwa, gdy w czasie Mszy św. odczytywano z imienia osoby żyjące i zmarłe, za które modlono się w szczególny sposób. Wyrażano w ten sposób łączność z tymi, którzy odeszli, i pełną miłości troskę o ich dobro w wieczności. Te wszystkie formy duchowej pomocy więcej znaczą dla naszych bliskich niż tony zniczy i wiązanek.

---

www.naszdompolskapl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz